Historia Chojna mało znana

 

Lata władzy ludowej w Chojnie i regionie

 

 Wspomnienia Zygmunta Radzieja, opracowane przy współpracy Jarosława Mikołajczaka i Joachima Radzieja

 

 

W dniu 9 maja 1945 r. nastąpił tak długo oczekiwany koniec wojny. Rodzice wielu powołanych do wojska synów odetchnęli z ulgą. Ogromna większość ludzi radowała się z odniesionego zwycięstwa, a ci którzy na tej wojnie stracili najbliższych popadli w zadumę. Dla wielu zwycięstwo nad Niemcami nie oznaczało pełnej wolności jaką uzyskały wyzwolone przez Amerykanów kraje zachodniej Europy. Po Konferencji Jałtańskiej wiadomo już było, że Rosjanie narzucą Polsce swój nieludzki system i wielu Polaków w obawie przed nimi nie wróci z zagranicy do rodzinnego kraju. Od wiosny 1945 r. msze w kościele w Chojnie zaczął odprawiać ks. Dybski, który powrócił do Biezdrowa. Gospodarstwo rolne należące do probostwa w Chojnie prowadził w tym czasie szwagier ks. Dybskiego. Na początku lata zostało reaktywowane Stowarzyszenie Młodzieży Katolickiej. Przewodniczącym Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej został Zenon Człapa, zaś . Żeńskiej Zofia Jankowiak. Odrodzone po latach okupacji niemieckiej Stowarzyszenie prowadziło bardzo ożywioną działalność artystyczną i kulturalno- rozrywkową. Młodzież, korzystając z sali parafialnej, była niezależna od nieprzychylnych jej władz administracyjnych kraju. Poza wystawianiem przez własny zespół amatorski licznych przedstawień teatralnych organizowano wieczory satyry i humoru z pokazami akrobatycznymi. Wieczory te miały tak wielkie powodzenie, że mieszkańcy wsi z trudem mieścili się w salce parafialnej. Do czasu powrotu do Chojna ks. Szczerkowskiego kierownictwo artystyczne amatorskiego zespołu teatralnego sprawowali Czesław Mierzwicki (kierownik szkoły), Feliks Jankowski i Franciszek Wardęga. Na gruncie przeciwstawnej ideologii popieranej przez system nowej władzy ludowej powołano równocześnie z reaktywacją Związku Młodzieży Katolickiej inną organizację młodzieżową - Związek Walki Młodych, którego przewodniczącym został Jan Kopka. Zdziwienie budziło to, że chłopcy z tej organizacji nosili mundurki niemieckiej organizacji młodzieżowej „Hitler Jugend". W tym samym czasie powstała w Chojnie Polska Partia Robotnicza, której przewodniczącym był Józef Sauermann z Błot Małych. W myśl wytycznych z Moskwy PPR podlegał organ policji politycznej - Urząd Bezpieczeństwa Publicznego zwany potocznie Ube. Bardzo aktywnym funkcjonariuszem we Wronkach był, pochodzący z Chojna, Jan Starosta. Swym okrucieństwem budził postrach. Na szczęście jego działalność trwała krótko, gdyż na ulicy został rozpoznany przez więźnia obozu koncentracyjnego jako wysługujący się Niemcom kat obozowy zwany „Kapo" Starosta został natychmiast aresztowany. Być może, że jako człowiek bardzo dyspozycyjny został zatrudniony do pracy w UB na innym terenie. Ludzie wstępujący do PPR i ZWM nie zdawali sobie sprawy, że zostali wciągnięci w ideologię komunistyczną. Potwierdzeniem tego może być fakt postawienia (za namową Marcina Kapłona) przez członków ZWM krzyża koło szkoły i postawienia przez członków PPR usuniętej przez Niemców figury Matki Boskiej koło remizy Straży Pożarnej. Za te czyny władze nadrzędne na pewno nie robiły wymówek swoim członkom, gdyż chodziło im o pozyskanie przychylności jak największej części społeczeństwa polskiego. W pierwszej połowie lipca, po krótkiej ale ciężkiej chorobie związanej z zapaleniem nerek zmarł mój ojciec Walenty Radziej. Główną przyczyną przedwczesnego zgonu był brak lekarza specjalisty (urologa) oraz brak leków w aptekach. W uroczystościach pogrzebowych brali udział trzej księża, mieszkańcy Chojna oraz wielu zamiejscowych przyjaciół i znajomych. W mowie pożegnalnej ks. Dybski podkreślił wielkie zasługi zmarłego dla Chojna gdyż miernikiem zasług są czyny, a nie piękne słowa. Od maja przez Polskę do Rosji rosyjscy żołnierze zaczęli przepędzać setki tysięcy krów. Wiele z nich, często z zarodowych obór, padło po drodze gdyż na skutek nie dojenia dostało zapalenia wymion. Ogromna większość tych krów była zabierana z terenów przyznanych Polsce. Z terenów tych Rosjanie zabrali prawie wszystkie urządzenia przemysłowe, a nawet rozebrali tory z wielu linii kolejowych. Tylko znikomą część urządzeń udało się uratować Polskiej Komisji Rewindykacyjnej. W tym czasie wielu ludzi z Chojna wyjechało na Ziemie Odzyskane, gdyż była tam możliwość otrzymania gospodarstwa rolnego. Kilku z nich znalazło pracę w rybactwie. Byli to: Marcin Sikora, Stanisław Dokrzewski, Czesław Bembenek, Henryk Piasek i Jan Śniadecki. Niektórzy mieszkańcy Chojna w poszukiwaniu lepszej pracy wyjechali do Gorzowa, Szczecina i Wrocławia. Wracając jeszcze do sprawy rabowania mienia przez Rosjan to miało to miejsce również na terenach rdzennie polskich. Jak tylko sięgam pamięcią, od najmłodszych moich lat często widziałem pływający na rzece Warcie holownik o nazwie Wenus, który miał macierzysty port w Poznaniu. Po raz ostatni holownik ten widziałem latem 1945 r., kiedy płynął ciągnąc dwie obładowane barki obok Chojna w dół rzeki Warty z czerwoną flagą na maszcie i rosyjskimi żołnierzami na pokładzie. W wielu przypadkach Rosjanie starali się zabrać mienie, które należało do Niemców, zapominając, że ci Niemcy przed wojną byli obywatelami polskimi. Od jesieni, już w trakcie postępowania wywłaszczeniowego mojej rodziny z posiadanej własności w Chojnie, na podstawie Dekretu PKWN z 06.09.1944 r. o reformie rolnej, Urząd Skarbowy w Szamotułach domagał się od mojej matki opłaty spadkowej po zmarłym mężu. W tym czasie moja matka Katarzyna Radziej robiła przy pomocy adwokata liczne odwołania od decyzji Urzędu Ziemskiego o przejęciu na rzecz państwa naszej własności w Chojnie. Kopię przychylnych dla mojej matki odpowiedzi władz powiatowych i gminnych z datami 9 i 10 styczeń 1946 r. przedkładam jako załącznik, aby położyć kres różnym plotkom jakie krążyły i krążą do dzisiaj jakoby własność moich rodziców była własnością poniemiecką. 8 czerwca 1946 r. po rekonwalescencji związanej z 5-letnim pobytem w Dachau powrócił do Chojna ks. Szczerkowski. Powrót ks. Szczerkowskiego był wielkim wydarzeniem dla wsi. Był bardzo serdecznie witany przez wszystkich parafian. Mimo obozowych przeżyć twarz księdza zachowała ten sam dobroduszny uśmiech. Ksiądz wszystkim, a w szczególności mojej matce dziękował za pomoc materialną otrzymywaną w postaci paczek oraz pomoc duchową otrzymywaną w listach. Mówił: „dzięki Waszej pomocy przeżyłem i jestem wśród Was drodzy Chojanie". 30 czerwca 1946 r. odbyło się w Polsce referendum. Propaganda w prasie, radiu i na rozlepianych wszędzie plakatach nawoływała Polaków aby głosowali 3 X TAK. W referendum głosujący mieli odpowiedzieć na następujące pytania:

1. Czy chcesz powrotu Ziem Zachodnich do Polski?

2. Czy chcesz reformy rolnej w Polsce?

3. Czy chcesz nie tworzenia Senatu?

W przeprowadzonym w Chojnie referendum mieszkańcy Chojna bardzo narazili się władzom Polski Ludowej, gdyż tylko na pierwsze pytanie głosowali „tak", a na pozostałe „nie". W lipcu z rosyjskiego łagru na Kołymie wróciła córka Nojów Jadwiga Ventzke. O jej zasługach dla Polaków w czasie niemieckiej okupacji już pisałem. Po powrocie do Chojna ks. Szczerkowski osobiście dziękował jej za wysyłane do Dachau paczki. Latem na domu moich rodziców zostały zainstalowane pierwsze w Chojnie i okolicy, dwa wiatraki do wytwarzania energii elektrycznej. Wyprzedziły one o co najmniej 30 lat tak obecnie modną na zachodzie ideę uzyskiwania czystej energii z siły wiatru. Obecnie w telewizji można oglądać dziesiątki zainstalowanych na masztach wiatraków, które wytwarzają prąd elektryczny. W domu moich rodziców jeden wiatrak był zainstalowany na słupie przy szczycie domu od strony południowo-zachodniej, a drugi na krótkim metalowym maszcie przy Środkowym kominie. Wiatraki te zainstalował Stanisław Spychała, który był ich konstruktorem. Długość ramienia drewnianego śmigła wiatraka wynosiła od osi 75 - 80 cm. Na osi śmigła znajdowało się koło zębate lub koło na pasek klinowy, przy pomocy których obroty Śmigła były bezpośrednio przekazywane na zespoloną z wiatrakiem prądnicę samochodową o napięciu 12 V. Przy silniejszym wietrze obroty śmigła utrzymywały się w zakresie 100 - 200 obr/ min. Przy takich obrotach natężenie prądu dochodziło do 10 amperów. Na kablu przekazującym z prądnicy prąd do baterii był zainstalowany regulator napięcia zwany reglerem. W skład zainstalowanej na strychu domu baterii wchodziło 10 akumulatorów na ług potasowy z płytami żelazochromowymi. Ta bateria zapewniała otrzymywanie energii w bezwietrzne dni. Uzyskiwaną z wiatraków energią elektryczną był oświetlany nie tylko dom ale również budynki gospodarcze. 16 stycznia 1947 r. w Chojnie odbył się wiec przedwyborami do Parlamentu. Na wiec przyjechał partyjny agitator, który stekiem obraźliwych słów (od zdrajcy Polski i sługusa zachodniego imperializmu) oskarżał przywódcę Stronnictwa Ludowego. Kiedy agitator skończył swoje wystąpienie wstał Antoni Czaplewski i zawołał: niech żyje przywódca chłopów polskich Stanisław Mikołajczyk. Otrzymał za to duże brawa. Następnego dnia Czaplewski został aresztowany, a mieszkańcy Chojna za nieprzychylność dla władzy ludowej zostali pozbawieni lokalu wyborczego i musieli głosować w Jasionnie. 19 stycznia odbyły się wybory do Parlamentu. Zastraszeni przez władzę, a w szczególności Urząd Bezpieczeństwa mieszkańcy Chojna zmuszeni byli do udania się w śniegu i mrozie do odległej o 17 km Jasionny aby tam głosować. W maju odbył się bieg uliczny w Poznaniu. W zawodach tych startował Józef Heliasz z Chojna – członek KSMM. W ramach treningu biegał on wokół jeziora Radziszewskiego. Trening ten miał więcej cech biegu przełajowego niż ulicznego. Mimo to startujący w Poznaniu Heliasz przez cały czas prowadził i dopiero na ostatnich metrach przed metą został wyprzedzony przez doświadczonych biegaczy zaliczanych do czołówki polskiej. Latem do Chojna przyjechał Stanisław Spychała - elektryk z Obrzycka i zgłosił mieszkańcom wsi projekt budowy małej elektrowni wodnej na strudze z jeziora Radziszewskiego. Głównym organizatorem związanych z budową prac, transportem materiałów i przygotowaniem mieszkania dla Spychały był Leon Jankowski. W ramach pracy społecznej mieszkańcy wsi pod kierunkiem Jankowskiego wykonali dwa stopnie wodne oraz staw (powyżej obecnych stawów) do gromadzenia zapasu wody na godziny wieczorne kiedy jest większe zapotrzebowanie na prąd. W ramach czynu społecznego pobudowano też mały budynek elektrowni oraz przygotowano mieszkanie dla Spychały w znajdującym się obok budynku, należącym do rodziny Kęsych. Również w ramach prac społecznych ustawiono słupy do przewodów elektrycznych. Na stopniach wodnych zamontowano koła wodne, które przy pomocy pasów transmisyjnych napędzały prądnicę prądu stałego o napięciu 110 V. Wiosną 1948 r. Chojno otrzymało prąd z lokalnej elektrowni wodnej. Z uwagi na małą moc tej elektrowni, spowodowaną niedostatecznym przepływem wody zainstalowane w domach żarówki miały przeważnie moc 25 - 50 W. W ramach   elektryfikacji wsi w pierwszej kolejności został oświetlony kościół. Wszystkie prace związane z instalacją elektryczną, łącznie z przerobieniem kandelabrów na swiatło elektryczne, wykonywał pod nadzorem Spychały mój brat Joachim, który był wówczas studentem Uniwersytetu Poznańskiego. Spychała będąc inwalidą bez nogi nie mógł wchodzić na drabiny. W miarę wzrostu sosen młodych lasów Puszczy Noteckiej zaczął obniżać się poziom wód gruntowych. Sosna, posiadająca korzeń palowy po trafi pobierać wodę z głębokości 5 m. Jeszcze w pierwszych kilku latach po wojnie I w końcu jeziora Radziszewskiego było duże źródło, a z Błot Małych (z wyjątkiem okresu suszy) spływała rowem woda do strugi płynącej z jeziora do wsi. W miarę upływu lat elektrownia wodna w Chojnie miała coraz mniej wody. W związku z tym w 1951 r. Spychała dla potrzeb wsi zainstalował dodatkowy agregat prądotwórczy na stopniu wodnym starego młyna na strudze Czarnoszyńskiej. Mimo że, struga ta miała o wiele większy przepływ wody w porównaniu ze strugą z jeziora, to jednak znaczna odległość tej pierwszej od wsi (ok. 2 km) powodowała straty w dostarczanym prądzie. W zależności od pogody straty na takiej odległości mogą wynosić od 20 do 30%. Po zakończonej wojnie wszyscy rolnicy byli zobowiązani do obowiązkowych dostaw zbóż, mleka i żywca po cenach państwowych, które były bardzo niskie i dla rolnika często nie opłacalne. Od 1947 r. w związku z tymi dostawami w Powiatowym Urzędzie Ziemskim w Szamotułach działała Komisja Kwalifikacyjna Gleb. Komisja ta w zależności od jakości gleb wyznaczała każdemu rolnikowi powierzchnię przeliczeniową pól, z której to powierzchni były wyliczane obowiązkowe dostawy. W tym czasie również w Chojnie powołano Społeczną Komisję Kwalifikacji Gleb. Komisja ta dostała wytyczne od władz powiatowych aby podnieść jakość gleb o jedną klasę, tym samym zwiększyć ilość hektarów przeliczeniowych i w efekcie podnieść dostawy obowiązkowe. Wszyscy którzy nie wywiązywali się z dostaw byli wzywani do Urzędu Gminy we Wronkach. W Chojnie głośno było komentowane wezwanie Szymona Szwaka, właściciela kilkuhektarowego gospodarstwa, do stawienia się w Urzędzie Gminy. Szwak poszedł pieszo do Wronek. Kiedy wszedł do Urzędu zaczął kijem walić w biurko aż wystraszeni urzędnicy uciekli w popłochu, grożąc, że idą na milicję. Na początku lat 50-tych w rolnictwie nadal obowiązywały dostawy obowiązkowe. W powiecie szamotulskim Chojno było zaliczane do wsi o najsłabszych glebach (V i Vl klasa). To też w Chojnie gospodarstwo o powierzchni 9 ha fizycznych miało plan dostaw z 7 ha przeliczeniowych. Z tych 7 ha należało odstawić 1 869 kg zboża, 4 160 kg ziemniaków oraz odpowiednie ilości, których dokładnie nie pamiętam mleka i żywca. Największym jednak paradoksem były wyznaczone przez władzę terminy dostaw zboża i ziemniaków. I tak np. z tych 1 869 kg zboża 500 kg trzeba było odstawić do 25 lipca, a pozostałe 1369 kg do 15 sierpnia. Podobnie było z odstawą ziemniaków. Z ogólnej puli 4160 kg, 2000 kg trzeba było odstawić do 20 września, a resztę do 10 października. W tej sytuacji rolnik nie miał czasu dobrze przygotować pól pod przyszłe zasiewy, bo był zajęty omłotami i odstawami zboża, które trzeba było jeszcze suszyć (wilgotnego do magazynu nie przyjmowano). Tak rygorystycznych przepisów o obowiązkowych dostawach nie było nawet podczas okupacji niemieckiej. Wówczas z terminowych dostaw trzeba było się wywiązać do marca następnego roku po zbiorach. To też młócenie zbóż odbywało się głównie zimą kiedy nie było żadnych prać w polu. Terminowym dostawom zbóż dla państwa nadawano wielki wydźwięk propagandowy. Wprowadzono współzawodnictwo między poszczególnymi wsiami i gminami. W poszczególnych wsiach formowano kawalkady wozów z odstawianym zbożem. Na wozach tych, udekorowanych flagami państwowymi jechał zwykle aktyw partyjny wsi i niekiedy orkiestra.

 

 

Dla rolników nie wywiązujących się z terminowych dostaw wprowadzono bardzo drastyczne kary. Tacy rolnicy na podstawie zarządzenia władz byli karani wysoką grzywną, a jeśli nie mogli jej zapłacić - więzieniem. Za nie wywiązanie się z obowiązkowych dostaw w więzieniu przebywał Wincenty Piątek z Błot Wielkich i Makowski z Lubowa, a Janusz Kozielski zapłacił karę. Dla utrwalającej swą władzę w Polsce - Polskiej Partii Robotniczej, rolnictwo indywidualne stanowiło wielką przeszkodę w budowaniu komunistycznego państwa, w którym nie mogło być własności prywatnej. Toteż PPR, szczególnie po odsunięciu od władzy Władysława Gomółki, który był przeciwny zakładaniu w Polsce kołchozów, rozpoczęła wielką polityczną kampanię. W ramach tej walki klas, partia chciała skłócić między sobą rolników tworząc klasę chłopskich biedaków, gospodarujących w małych gospodarstwach rolnych oraz tworząc klasę kułaków, gospodarujących na gospodarstwach o powierzchni powyżej 20 ha. Ze znienawidzonych przez partię kułaków propaganda zrobiła krwiopijców wyzyskujących chłopów zaliczanych do klasy biedaków. Kułakom nie pozwalano nawet w czasie żniw zatrudniać siły najemnej. Nie otrzymywali oni również żadnych przydziałów na nawozy sztuczne i węgiel. To oni nie mogąc wywiązać się z obowiązkowych dostaw byli najczęściej zamykani w więzieniach. W ramach szykan na murach domów i płotach kułaków pojawiały się plakaty: „Kułaku oddaj zboże" lub „ Kulak wróg klasowy. Pamiętam jak w tym czasie w Chojnie głośno komentowano wydarzenie, które miało miejsce w jednej z wsi należących do gminy Sieraków. Nazwa tej wsi uleciała z mojej pamięci, ale wydarzenie to miało następujący przebieg. We wsi oflagowanej w przededniu 1 maja wywieszono na murze domu jednego z rolników plakat ,,Wróg  klasowy”. Rolnik w odpowiedzi na to kupił duży plakat z portretem Stalina, który zawiesił bezpośrednio przed pochodem pierwszomajowym nad wspomnianym napisem. Kiedy uczestnicy pochodu to zobaczyli ogarnęły ich mieszane uczucia. Większość była rozbawiona, a władze ogarnęła konsternacja. Plakat został natychmiast zerwany, a rolnika aresztowano. Za ten czyn rolnik cieszył się przez długie lata wielkim uznaniem opinii publicznej.

15 sierpnia 1948 r. odbyły się w Chojnie dożynki. Główne uroczystości odbyły się w lesie bezpośrednio przylegającym do wsi, na tzw. „plyndzu”. Plyndzem nazywano duże betonowe koło o gładkiej szlichcie cementowej. Na kole zastępującym drewnianą estradę odbywały się tańce i występy artystyczne zespołów dożynkowych. Olbrzymi wkład w przygotowanie tradycyjnych ceremonii dożynkowych miało Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży w Chojnie. Młodzież ta ubrana w stroje ludowe i wyposażona w kosy i sierpy wykonywała piękne pieśni i tańce dożynkowe. Honorowym gospodarzem dożynek był wójt Wanarski z Wronek, któremu tak się spodobały występy młodzieży z Chojna, że cały zespół został zaproszony na dożynki gminne do Nowej Wsi. Obrzędy dożynkowe podobały się również Julii Marquan, która z córką przyjechała z Francji do Chojna na wakacje. Jak już uprzednio wspomniałem Julia Marquan z domu Radziej wyszła za mąż za przedstawiciela francuskiej firmy zajmującej się zakupem drewna. Wyjazdowi młodzieży na dożynki do Nowej wsi przeciwna była większość rodziców, którzy nie darzyli sympatią władzy, uciskającej ich obowiązkowymi dostawami i podatkami. W końcu jednak młodzież, wozami drabiniastymi pojechała na dożynki gminne. Szosy do Chojna wówczas jeszcze nie było, nie było również wozów z gumowymi kołami. To też kiedy pochód dożynkowy podszedł pod pałac i złożył wieniec, młodzież z Chojna zamiast pieśni ,,Niesiemy plon w jegomości dom" zaśpiewała:

 

Myśmy z Chojna przyjechali

i po drodze wozy pchali

bo do Wronek drogę mamy,

że lgną koła po barany.

 

Myśmy w gminie pierwsi byli

cośmy pierwsi zboże ścięli

ale to żadna dla nas chwała

bo dziczyzna nas w tym wyprzedzała.

 

My w tym Chojnie biedę mamy,

dwa razy siejemy i raz sprzątamy,

nie starcza nam na podatki,

na przeróżne inne datki.

 

Jesienią 1948 r. zapadła ostateczna decyzja wydana przez Wojewódzki Urząd Ziemski w Poznaniu o upaństwowieniu, w oparciu o dekret PKWN, własności należącej do mojej matki. Pragnę przypomnieć, że w oparciu o ten dekret (napisany w Moskwie) upaństwowieniu podlegała bez odszkodowania wszelka własność przekraczająca powierzchnię 100 ha (na terenie byłego zaboru pruskiego) lub 50 ha (na terenach Kongresówki i Galicji). Podczas upaństwawiania ziemi władze często łamały prawo. I tak np. w 1946 r. zostały upaństwowione duże gospodarstwa rolne należące do Krzewiny w Szklarni koło Wronek i Reitera w Pakawiu. Gospodarstwa te miały powierzchnie przekraczające 90 ha, lecz specjalnie powołane komisje, w oparciu o pomiary swoich mierniczych wykazały powierzchnie ponad 100 ha. Władze komunistyczne pozbawiły wielu dotychczas szanowanych ludzi nie tylko majątku (bez odszkodowania) ale również czci. Stali się oni dla władz, ludźmi obcymi klasowo, ludźmi II kategorii pozbawionymi możliwości awansu, zajmowania wysokich stanowisk oraz dostępu do nauki. Wraz z otrzymaniem przez moją matkę zawiadomienia o przejęciu naszej własności przez państwo, przyszła komisja, która spisała cały nasz inwentarz, nie pomijając liczby drzew owocowych. W myśl przepisów osoby, których mienie zostało upaństwowione musiały się przenieść na teren innego powiatu. Nam jednak tego oszczędzono. Komisja ogłosiła przetarg na nasze gospodarstwo rolne, gdyż jeziora już wcześniej zostały przejęte przez Dyrekcję Lasów Państwowych. Pamiętam wypowiedziane przez urzędnika na progu naszego domu słowa  „rodzina Radziejów już nigdy tu nie powróci". Był on wójtem we Wronkach i członkiem komisji upaństwawiającej. W związku z tym, że nikt chętny nie zgłosił się do przetargu, gospodarstwo zostało przejęte przez Gminny Zarząd Samopomocy Chłopskiej we Wronkach. Prezesem GZSCh był życzliwy naszej rodzinie Grzegorczyk, który wpadł na pomysł wydzierżawienia przejętego gospodarstwa mnie - Zygmuntowi Radziejowi, a nie byłej właścicielce. Jestem niezmiernie wdzięczny tym mieszkańcom Chojna, którzy w tych ciężkich chwilach wspierali moją matkę. Szczególnie jestem wdzięczny za to, że nikt z mieszkańców wsi nie chciał przejąć naszego gospodarstwa. Obawiam się, że teraz nowobogaccy o nieznanych życiorysach, którzy przybyli do Chojna nie mieliby żadnych skrupułów etyczno-moralnych. Czyż nie jest paradoksem, że były minister Wilczek gospodaruje teraz na powierzchni pól obejmujących 12 tys. ha, a poseł Stokłosa z Piły gospodaruje na 10 tys. ha. W 1949 r. dokonano obalenia i uwięzienia Gomółki. Nastąpiło zwiększenie terroru wobec społeczeństwa. Całe szczęście, że Chojno nie nadawało się do kolektywizacji, gdyż w większości wsi zaroiło się od agitatorów partyjnych namawiających rolników do gospodarki kolektywnej - wyższej formy gospodarowania, prowadzącej do dobrobytu ludności wiejskiej.

W 1950 r. na podstawie dekretu z dnia 22 lutego 1950 r. zostały rozwiązane okręgi i oddziały Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej. Wprowadzono bardzo ostre sankcje karne za jakąkolwiek tajną działalność tych organizacji. W związku z tym w Chojnie działalność kulturalno-wychowawczą przejęła miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna, którą w połowie stanowiła młodzież rozwiązanego Stowarzyszenia.

W lipcu 1950 r. odbyła się pierwsza po wojnie i pierwsza od 1936 r. wizytacja parafii w Chojnie przez ks. Arcybiskupa Archidiecezji Poznańskiej Walentego Dymka. Przed wojną ponad 30 młodych Chojan ubranych w stroje ludowe konno witało Arcybiskupa, towarzyszyło mu, a później żegnało go. W 1950 r. , władze podporządkowane partii robiły wszystko aby zastraszyć parafian przed wizytą duszpasterską. Zrobili to tak skutecznie, że rolnicy nie ośmielili się wyjechać konno na powitanie biskupa. Znalazł się jeden człowiek, który odważył się na ten czyn. Był nim leśniczy z Chojna - Czarkowski. Bardzo dobrze natomiast spisała się młodzież, która na pięknie przystrojonych rowerach witała i towarzyszyła Arcybiskupowi.

 

 

Później kilka aktywniejszych dziewczyn, które były inicjatorkami tego przedsięwzięcia wezwano na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa w Szamotułach. Ksiądz Lis wystraszony tym przyniósł do mnie dokumenty KSMM, które w lutym Jemu zwróciłem. Przy bramie kościoła Arcybiskupa powitał członek Rady Parafialnej - Michał Mądrawski. Później na spotkaniu z parafianami przemawiał w imieniu ojców   Władysław Piasek, natomiast ja wystąpiłem w imieniu młodzieży. Moje przemówienie spotkało się z wielkim uznaniem Arcybiskupa. Najbardziej zadowolony i zarazem zdziwiony treścią mojego wystąpienia był proboszcz naszej parafii ks. Stanisław Lis. Powiedział on kilku zaufanym osobom, że nie trzymałem się uzgodnionego z nim tekstu i odważniej broniłem Kościół przed zaprogramowaną przez władzę ateizacją, polegającą na odciąganiu młodzieży od wiary i Kościoła.

W październiku 1950 r. została przeprowadzona znienacka wymiana pieniędzy zwana obecnie denominacją. W ramach tej wymiany za dotychczasowe 100 zł otrzymywało się nowe 3 zł lub 1zł. Wymiana 100 zł na 3 zł objęto ubogie warstwy społeczeństwa (średnie miesięczne zarobki wynosiły wówczas 1000 zł). Natomiast ludziom bogatszym. którzy mieli gotówkę poza bankami kasami oszczędnościowymi 100 zł wymieniano tylko na 1 zł. Na wymianie tej stracili głównie ludzie przedsiębiorczy. Stracili również, chociaż o wiele mniejszym stopniu zwykli śmiertelnicy, gdyż nowe ceny na prawie wszystkie artykuły spożywcze i przemysłowe były wyższe niż wynikało to z przelicznika starych złotych na nowe. Wymianę tę przeprowadzono w nocy z soboty na niedzielę. Pamiętam, że w Chojnie kierownicy sklepów, które należały do Związku Gminnych Spółdzielni Samopomocy Chłopskiej prowadzili w tą niedzielę dyskretną sprzedaż towarów.

Jesienią 1950 r. w ramach zaplanowanej budowy szosy z Wronek do Chojna oddano do użytku szosę tłuczniową na odcinku od Zamościa do przejazdu kolejowego przy folwarku Szklarnia. Poprzednio na tym odcinku drogi był bruk z kamieni polnych. W latach 1951-1953 trwała budowa szosy od przejazdu kolejowego do Popowa. Przy kopaniu przydrożnych rowów, w ramach prac społecznych, uczestniczyło wielu mieszkańców Chojna. Jako podkład pod nawierzchnię nowej szosy służył tłuczeń z polnych kamieni. Kruszarka kamieni znajdowała się na Zamościu. Do ubijania tłucznia na budowanej drodze używany był walec parowy. Po doprowadzeniu szosy do Popowa dalsza jej budowa została na kilka lat wstrzymana. Powodem wstrzymania prac było powstanie nowego projektu odcinka drogi (bez ostrego zakrętu przy zabudowaniach gospodarczych młynarza) w Popowie. Według tego projektu szosa miała częściowo przebiegać przez nieczynny cmentarz ewangelicki oraz częściowo nasypem przez staw młyński z mostem na dopływie stawu. Jednak z uwagi na wysokie koszty odcinek tej drogi do dzisiaj nie został zbudowany.

W 1952 r. w Chojnie, jako wrogowie Polski Ludowej zostali aresztowani „Świadkowie Jehowy". Wśród aresztowanych znaleźli się: Jan Urbański, Stanisław Marciniak i Teodor Majewski. Aresztowanych przewieziono do aresztu śledczego przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu. Przesłuchania w areszcie śledczym trwały trzy miesiące, po czym na dalsze trzy miesiące umieszczono ich w więzieniu w Gnieźnie. Więzionych nie udało się złamać psychicznie odwieść od wiary, więc po tym okresie wypuszczono ich na wolność!

W 1952 r. w Chojnie pojawił się pierwszy motocykl SHL polskiej produkcji. Otrzymał go na talon brygadzista rybacki - mój brat Leon Radziej. Przydzielony motocykl w cenie 4400 zł musiał mój brat odebrać w fabryce motocykli w Warszawie.

 

W tym czasie wszystko było na talony nawet radio „Pionier", nie wspominając o produktach żywnościowych, po które często trzeba było stać w kolejkach.

 

5 grudnia 1954 r. w Chojnie odbyły się wybory do Gromadzkiej Rady Narodowej. W wyniku przeprowadzonej reformy administracyjnej kraju w miejsce gmin wprowadzono gromady (aby władza była bliżej obywatela). W ramach tej reformy Chojno, które w stosunku do 1945 r. miało o połowę mniej mieszkańców, z dniem 1 stycznia 1955 r. zostało siedzibą Gromadzkiej Rady Narodowej.

W wyniku przeprowadzonych wyborów przewodniczącym Rady został wybrany Michał Mądrawski, członek PZPR. Wybrano również dziesięciu radnych. Jednym z nich był Antoni Jankowski, który do tego czasu był wieloletnim sołtysem Chojna. Chcąc piastować swój urząd musiał wstąpić do PZPR. Dzięki temu uniknął też, pomimo posiadania 20 ha gospodarstwa, zaliczenia go do klasy „kułaków". Jankowski na zebrania partyjne i zebrania Rady przychodził odpocząć i podrzemać. Sekretarzem Rady Gromadzkiej został Józef Jakubowski. Był on działaczem PAX–u (prorządowe Stowarzyszenie Chrześcijańskie) i członkiem Rady Parafialnej. Członkiem tej Rady był również Michał Mądrawski, co nie bardzo podobało się władzom, szczególnie partyjnym. 0 ile bowiem tolerowano chodzenie do kościoła zwykłego członka partii, to niedopuszczalne było pokazywanie się w kościele człowieka na tzw. stanowisku. Członkom partii surowo zabraniano brać ślub kościelny i chrzcić nowonarodzone dzieci. To też w tamtych czasach wielu ludzi spoza Chojna przyjeżdżało do ks. Lisa aby wziąć cichy ślub lub ochrzcić dziecko. W następnych wyborach do Gromadzkiej Rady Narodowej w Chojnie władze nie chciały dopuścić do ponownego wyboru, cieszącego się dużym uznaniem miejscowej społeczności Michała Mądrawskiego. Wolały mieć na tym miejscu protegowanego kandydata, miernego ale wiernego. Postanowiono więc umieścić Mądrawskiego na liście wyborczej na miejscu poza mandatowym. Aby łatwiej zagmatwać wyniki wyborów stworzono dwa okręgi wyborcze  I okręg obejmował Chojno wieś i Pole, drugi zaś Chojno, Duże i Małe Błota oraz leżące po drugiej stronie Warty Karolewo, w którym mieszkało kilkanaście rodzin. W I okręgu wyborczym odpadli wszyscy mandatowi kandydaci poza Bronisławem Jankowskim. Największą liczbę głosów uzyskał Michał Mądrawski. Dużą liczbę głosów uzyskali startujący z miejsc poza mandatowych: Zygmunt Banaszkiewicz, Franciszek Dokrzewski i Zygmunt Radziej, wysunięty na kandydata przez społeczność wsi. W II okręgu wyborczym kandydaci mandatowi uzyskali minimalną przewagę, w jednym przypadku wynoszącą zaledwie jeden głos. Na pierwszą po wyborach sesję Gromadzkiej Rady Narodowej w Chojnie, na której dokonuje się wyboru przewodniczącego, przybył z Powiatowej Rady w Szamotułach sekretarz, aby nie dopuścić do wyboru Mądrawskiego na przewodniczącego Rady. Partia decydowała o wszystkich kierowniczych stanowiskach, a przecież Michał Mądrawski na pierwszym po wyborach zebraniu partyjnym został wykluczony z partii. Zarzucano mu, że nie zerwał z kościołem i nakłaniał mieszkańców Chojna aby na niego głosowali. Na zebraniu tym nie miał przy sobie legitymacji partyjnej, więc musiał natychmiast po nią pojechać i zdać. Na zebraniu tym naganę otrzymała Komisja Wyborcza, której obowiązkiem było liczyć osoby wchodzące podczas głosowania za kurtynę oraz pilnować aby wyborcy głosowali na właściwych kandydatów. Wyborcy w Chojnie nie podporządkowali się ustalonej przez partię ordynacji wyborczej i wybrali tych, do których mieli największe zaufanie. Wyniki wyborów odbiły się szerokim echem w całym regionie i przyczyniły się do wzrostu sympatii dla mieszkańców Chojna. Wraz z rezygnacją (na wyraźne życzenie partii)

 

działalność ograniczała się do wypożyczania kilku maszyn rolniczych. Od czasu kiedy w Chojnie powstała Gromadzka Rada, Kółko poza bazą warsztatową zlokalizowaną w pobliżu szkoły posiadało kilka traktorów i wszystkie niezbędne maszyny rolnicze. Poza tym Kółko zajmowało się produkcją rolniczą w gospodarstwach rolnych przekazanych przez byłych właścicieli lub użytkowników na rzecz państwa. W okresie zimowym traktory Kółka Rolniczego były wykorzystywane do transportu drewna z lasów do zakładów przetwórczych. Prezesem Kółka w Chojnie był Bronisław Jankowski. Warto nadmienić, że Kółka Rolnicze osiągnęły największy rozkwit w okresie zwanym gierkowskim, kiedy I sekretarzem PZPR był Edward Gierek. Z uwagi na to, że w pierwszym okresie PRL-u nie udało się skolektywizować wsi, w okresie gierkowskim zmieniono taktykę przejmowania ziemi. Najczęściej gospodarstwa rolne przejmowano na rzecz państwa w zamian za świadczenia emerytalne, które przysługiwały małżeństwu rolników w starszym wieku. Rolnicy ci mieli prawo zatrzymać dla własnych potrzeb budynki i przyzagrodową działkę ziemi. Przekazywaną na rzecz państwa ziemię przejmowały Kółka Rolnicze. W latach 60 w wyniku usilnych starań Leona Jankowskiego, przystąpiono do budowy szosy z Popowa w kierunku Chojna. W budowie tej szosy uczestniczyło społecznie wielu mieszkańców Chojna. Największe trudności przy budowie szosy wystąpiły na odcinku pomiędzy Aleksandrowem a Krzywołęką. Jankowski dążył do tego aby ominąć ostry zakręt, po którym przebiegała stara droga i zbudować nową, skracającą ten odcinek. Niestety na tym odcinku rosło 30 drzew, więc władze powiatowe, unikając odpowiedzialności, nie chciały bez przyzwolenia władz ministerialnych wyrazić zgody na ten plan. Zdając sobie sprawę, że tok urzędowego postępowania bardzo się wydłuży w czasie, Jankowski na własną odpowiedzialność przywiózł dwóch robotników leśnych - Edmunda Dobierskiego i Marcina Kapłona, którzy wycięli drzewa. Po ich wycięciu na miejsce przyjechał przedstawiciel ALP i zrobił Jankowskiemu awanturę, oskarżając go o przestępstwo karane z litery prawa. Jankowski, broniąc się przed zarzutami udowadniał, że ściętego drewna nie zabrał i jest ono do dyspozycji leśnictwa, a teren po którym ma przebiegać nowa szosa jest państwowy i na skróceniu drogi państwo nic nie traci a tylko zyskuje. Postawione przed faktem dokonanym władze w końcu zaakceptowały częściowo wyprostowaną trasę budowanej drogi. Kolejny problem pojawił się w Krasnobrzegu, na skrzyżowaniu z drogą przebiegającą z Wartosławia do Mokrza. Podczas prostowania tego odcinka nowobudowanej drogi został wycięty kilkusetletni, częściowo w środku wypalony dąb. Uważam, że dąb ten jako zabytek przyrody należało ocalić. Często oglądam w telewizji stare zabytkowe drzewa, stojące po środku nowo wybudowanych ulic wielu miast europejskich. Drzewa te są chronione specjalnymi barierkami i oznakowanymi tablicami. Podkładem pod szosę był żużel wielkopiecowy przywożony wagonami ze Śląskich hut do Mokrza. W rozbijaniu wielkich, często spieczonych brył żużla brały udział poza mężczyznami kobiety. W pracy tej szczególnie wyróżniała się Helena Bak.

 

 

W 1962 r. Chojno znalazło się w ogólnokrajowym planie elektryfikacyjnym. W ramach realizacji tego planu do stacji kolejowej Mokrz docierały słupy do budowy linii elektrycznych, a że Chojno ma bardzo rozległą zabudowę słupów tych i przewodów doprowadzających prąd było bardzo dużo. Prace przy elektryfikacji Chojna, dzięki wielkiemu zaangażowaniu mieszkańców wsi, przebiegały bardzo szybko. Drewniane słupy do budowy linii elektrycznej w Karolewie i Pakawiu przewożono zimą 1962/63 przez Wartę po lodzie. Cały transport oraz wkopywanie słupów przeprowadzili mieszkańcy wsi w czynie społecznym. Szczególne słowa uznania za ogromny wkład pracy podczas elektryfikacji należą się Leonowi Jankowskiemu i jego synowi Bronisławowi oraz ks. Stanisławowi Lisowi. W drugiej połowie lutego 1963 r. do Chojna przybyły dwie brygady monterów elektryfikacyjnych. Wszyscy oni byli do czasu zakończenia robót na utrzymaniu mieszkańców wsi. Ten ogromny zakres prac dzięki ofiarnej współpracy mieszkańców Chojna został wykonany w ciągu 9 miesięcy. Prąd elektryczny do sieci oraz budynków mieszkalnych i gospodarczych został włączony w drugiej połowie listopada 1963 r. Podczas zorganizowanej z tej okazji uroczystości włączenia światła i symbolicznego stłuczenia lampy naftowej dokonał najstarszy mieszkaniec Chojna, 92 -letni Jakub Rzepecki.

 

Po przeprowadzeniu elektryfikacji wsi dokonano odwiertu głębinowej studni artezyjskiej w pobliżu szkoły w Chojnie. Wypływająca grawitacyjnie ponad powierzchnię ziemi woda miała służyć do rozprowadzenia we wsi wodociągu. Obecnie zainstalowano tam hydrant przeciwpożarowy.

Po II wojnie światowej czołową postacią inspirującą i kierującą wszystkimi działaniami dla dobra Chojna był Leon Jankowski. Był on człowiekiem czynu, bardzo skromnym i nie potrafiącym pięknie przemawiać. Całe życie przyświecała mu zasada Pisma Świętego „Nie po słowach, a po czynach ich poznacie”. Może dlatego właśnie potrafił zjednywać sobie ludzi i mobilizować ich do działania dla dobra wsi. W latach 1945 - 1967 Leon Jankowski był komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Chojnie. To dzięki jego staraniom w końcu lat 50 OSP otrzymała samochód strażacki. Dzięki temu samochodowi  zostało uratowane nie jedno życie ludzkie, gdyż w nagłych wypadkach spełniał on rolę karetki pogotowia. Samochodem tym odwożono niekiedy ciężarne kobiety do porodu.

 

 

Należy nadmienić, że w tych czasach w Chojnie nie było jeszcze samochodów osobowych, a najbliższa stacja kolejowa znajdowała się w Mokrzu. Nie było również komunikacji autobusowej - najbliższy przystanek autobusowy znajdował się w leżącej po drugiej stronie Warty Dąbrowie, odległej od Chojna o ponad 3 km. Wracając jeszcze do spraw Ochotniczej Straży Pożarnej należy podkreślić, że poza działalnością statutową spełniała ona, jak już wspomniałem, bardzo ważną rolę społeczno-kulturalną w życiu wsi. Była ona głównym organizatorem zabaw tanecznych oraz wszystkich uroczystości lokalnych i państwowych. Teatr amatorski OSP wystawiał liczne sztuki teatralne.

W końcu lat 50-tych na początku 60-tych prawie wszyscy rolnicy w Chojnie z wyjątkiem kilku zamienili stare wozy konne o drewnianych kolach z żelaznymi obręczami na nowe wozy z ogumionymi kołami. Główna wytwórnia tych wozów znajdowała się w Sianowie koło Słupska. Nowe wozy na piaszczystych drogach Chojna pozwalały, w porównaniu ze starymi, przewozić przy tej samej sile pociągowej koni dwukrotnie większe obciążenie. Tym samym wozy na drewnianych kolach straciły rację bytu. Wozy te dawniej poruszały się w wyjeżdżonych przez inne koleinach, a po wprowadzeniu ogumionych kół koleiny zniknęły. Obecnie koleiny takie można oglądać tylko na obrazach przedstawiających pejzaże z wiejskimi drogami wśród pól.

W czerwcu 1967 r. zmarła moja matka – Katarzyna Radziej. Jako jej syn czuję się wielce skrępowany pisząc ojej zasługach w dziele tworzenia parafii w Chojnie. Przeżyła 79 lat, tyle samo co jej matka Augusta. Dziwnym wydaje się jednak to, że zmarła po 40 latach w tym samym dniu i miesiącu co jej matka. Nie wiem czy żyła w Chojnie druga kobieta, która wylała za swego życia tyle łez, co Ona. W młodości opłakiwała tragiczną śmierć trojga swego rodzeństwa, a po wojnie często opłakiwała krzywdy doznane od tak upragnionej wolnej Polski. Była wielką polską patriotką. W czasie okupacji niemieckiej odrzucała, mimo iż jej matka była z pochodzenia rdzenną Niemką, wielokrotne propozycje władz niemieckich aby podpisała  listę narodowości niemieckiej. Niemcom tłumaczyła, że jest Polką i swe dzieci wychowała na Polaków. Była wielkim wrogiem Niemców i wszystkie ich klęski sprawiały jej wielką radość. To ona w czasie wojny organizowała wysyłki paczek dla więzionych w obozach i żywność dla ukrywających się w okolicznych lasach Polaków. Niestety władze Polski Ludowej bardzo okrutnie potraktowały wielu polskich patriotów. Wielu z nich skazano na  śmierć, przetrzymywano w polskich więzieniach lub wywożono do łagrów na Syberii. Czyż nie jest paradoksem, że ludzie utrwalający władzę Ludową, zwalczający wszelkie przejawy demokracji i wszelką własność prywatną po zmianie systemu politycznego Polski stali się wielkimi demokratami i często wielkimi kapitalistami.

19 maja 1969 r. odbyła się wizytacja kanoniczna parafii Chojno przez księdza Biskupa Tadeusza Ettera. Dostojnego gościa witały tłumy parafian oraz przyjezdnych gości.

24 czerwca 1969 r. kościół w Chojnie otrzymał w darze od księży Palotynów z Francji nowy mszał w języku polskim. Należy nadmienić, że przed reformą liturgii w kościele katolickim mszały były w języku łacińskim. Reforma liturgii z tego języka na języki narodowe została przeprowadzona za pontyfikatu Jana XXIII. W ramach tej reformy ołtarz w prezbiterium kościoła, przy którym odprawia się msze został ustawiony tak aby ksiądz w czasie modlitw był zwrócony do wiernych.

W latach 60–tych na zakupionej od Stefana Baka działce, koło domu gminnego pobudowano Dom Opieki Społecznej dla kilkudziesięciu osób upośledzonych umysłowo. W Ośrodku tym znalazło zatrudnienie kilka osób z Chojna, głównie kobiet.

Na początku lata 1970 r., kiedy budowana z Wronek szosa zbliżała się do Chojna, odbyło się we wsi poszerzone zebranie Polskiego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, na które przybył wiceprzewodniczący Powiatowej Rady Narodowej - Grabowski. Na zebraniu tym zwrócono się do niego z wnioskiem aby Rejon Budowy Dróg budujący szosę położył w Chojnie krawężniki oddzielające jezdnie od zaplanowanych chodników. Wiceprzewodniczący przychylił się do prośby i obiecał dać na ten cel z funduszu powiatu co najmniej 20 tys. zł pod warunkiem, że powstanie społeczny komitet budowy chodników i mieszkańcy wsi w czynie społecznym ułożą chodniki. Przewodniczącym w/w komitetu został prezes OSP Franciszek Dokrzewski. Trzeciego dnia po tym zebraniu Rejon Budowy Dróg zwiózł krawężniki do Chojna. Pracownicy tego przedsiębiorstwa codziennie po skończonej pracy wbijali kołki z zaznaczaniem poziomu odcinka robót na przyszły dzień. Codziennie wieczorem i bardzo wczesnym   rankiem następnego dnia wozem konnym przywożono krawężniki z miejsca składowania na odcinki ich układania. Należy wspomnieć, że wielkim orędownikiem budowy chodników był ks. Lis, który zachęcał ludzi do czynu i finansowo wspierał prowadzone prace. To też gdy do Chojna dotarła wiadomość, że Powiatowa Rada Narodowa przeznaczyła dla wsi 30 tys. zł, ks. Lis wynajął samochód i wysłał do Szamotuł, do wiceprzewodniczącego PRN delegację z sołtysem Mieczysławem Jankowskim na czele aby za te pieniądze pomógł zakupić trudno wówczas osiągalne płytki chodnikowe. Do akcji budowy chodników niewłączył się jedynie przewodniczący GRN w Chojnie, który uważał, że „będziemy radzi jak będziemy mieli szosę i niech nie marzą się nam chodniki”'. Zanim delegacja wróciła z Szamotuł do GRN w Chojnie przyszło telefoniczne zawiadomienie aby zorganizować transport w celu odebrania następnego dnia 2 tys. płytek chodnikowych z Wągrowca. O transport w tym czasie nie było trudno, gdyż Kółko Rolnicze posiadało kilka traktorów i innych pojazdów. Zaangażowanie sołtysa było tak wielkie, że zamiast pochwał otrzymał od przewodniczącego GRN naganę za samowolne wysłanie nie uzgodnionej z władzą delegacji. Władze były na to bardzo uczulone i wolały sobie przypisywać wszelkie zasługi. Wszystkie przywiezione płytki, jak również te wykonane na miejscu zostały zużyte do zbudowania chodników po obu stronach jezdni wzdłuż wsi, przy szkole oraz wzdłuż cmentarza. Pierwszy odcinek chodnika ułożono na odcinku kościół – siedziba GRN dla uczczenia 22 lipca 1970 r. Układanie wszystkich zaplanowanych chodników zakończono w 1973 r. Jednocześnie z budową chodników wszyscy właściciele posesji graniczących z chodnikami zostali zobowiązani do postawienia estetycznych płotów. Wielką zasługę w tym, że posesje ogrodzono pięknymi płotami miał również ks. Lis. Wieś w tym czasie tak wypiękniała, że stawiano ją za wzór do naśladowania przez inne wsie w gminie i powiecie. Budowany ostatni odcinek szosy od strugi Czarnoszyńskiej do Chojna miał być według relacji pracowników Zarządu Budowy Dróg pokryty dywanikiem z masy bitumicznej. Jednak że względów oszczędnościowych szosę pokryto, podobnie jak jej poprzednie odcinki, smołówką. Kiedy przyszły letnie upały i roztopiona smoła zaczęła przylepiać się do kół pojazdów oraz podeszew butów, ludzie zaczęli protestować przeciw smołowej nawierzchni ale było już za późno. Pobudowaną do Chojna szosę wkrótce przedłużono do jeziora Radziszewskiego. W tym czasie została też wybudowana szosa przez Puszczę Notecką, łącząca Sieraków z Czarnkowem. Szosa ta została wybudowana w celu ułatwienia transportu drewna na potrzeby fabryki płyt pilśniowych w Czarnkowie.

Krążyły też pogłoski, jakoby szosa ta została pobudowana dla celów strategicznych jako ewentualne miejsce lądowania i startowania samolotów. W pobliżu Chojna szosa ta przebiega od strony Sierakowa przy jeziorze Kłuchówiec do Ochodzy przy jeziorze Radziszewskim i stamtąd poza Małymi i Dużymi Błotami przez Tomaszewo i Mokrz do Rzecina. Aby połączyć Chojno z tą szosą pobudowano szosę ze wsi do Ochodzy. Dzięki temu z Chojna można tą szosą , przez Ochodzę dojechać do Sierakowa, Mokrza, Rzecina i Czarnkowa. Lepsza jednak do Czarnkowa jest szosa przez Wronki Zamość, Piotrowo, Klępicz i Lubasz.

W maju 1971 r., a więc rok po wybudowaniu szosy, wraz z wprowadzeniem letniego rozkładu jazdy została uruchomiona linia autobusowa łącząca Chojno z Wronkami i dalej Szamotułami. Początkowo do Chojna kursowały dwa autobusy. Pierwszy przyjeżdżał z Szamotuł do Chojna o godz. 9. i po l krótkim postoju wracał w drogę powrotną. Drugi przyjeżdżał o 15. i również wracał do Szamotuł. Godziny przyjazdów tych autobusów były raczej dostosowane do potrzeb turystów i nie zaspakajały w dużej mierze potrzeb mieszkańców wsi, dojeżdżających do pracy głównie we Wronkach.

Z dniem 2 listopada 1971 r. Chojno otrzymało dodatkowe połączenie autobusowe z Poznaniem. Autobus z Poznania przyjeżdżał do Chojna o godzinie 19. , po przenocowaniu w Chojnie, o godz. 5. kierowca przez Wronki i Szamotuły wracał do Poznania. Wkrótce potem wprowadzono drugi autobus, który przyjeżdżał do Chojna o godzinie 17., a wyjeżdżał następnego dnia rano o godz. 7. Kursujące do Chojna autobusy należały do Krajowej Spółdzielni Komunikacyjnej w Poznaniu. Spółdzielnia ta zwykle obsługiwała linie autobusowe nieopłacalne dla Państwowej Komunikacji Samochodowej. Linie KSK były obsługiwane przez wyremontowane stare autobusy gdyż w przeciwieństwie do PKS nie otrzymywała nowych autobusów. Prezesem Spółdzielni Komunikacyjne w Poznaniu był wówczas pan Bednorz - bliski znajomy inż. Spychały, który w latach 1950-60 zatrudniony był na stanowisku kierownika technicznego. Z chwilą uruchomienia linii autobusowej do Chojna, zmalała rola najbliższej stacji kolejowej. Wygodniej było mieszkańcom Chojna podjeżdżać autobusem bezpośrednio do dworca kolejowego we Wronkach niż przebywać 3 km pieszo do stacji w Mokrzu. Taka bowiem była odległość pomiędzy tą stacją a najbliżej położonym przystankiem autobusowym.

Z dniem 31 grudnia 1971 r. odszedł na emeryturę po kilkudziesięciu latach pracy jako organista w Chojeńskim kościele Józef Puk. Zarówno on, jaki jego żona Adela, która zajmowała się sprzątaniem i dekorowaniem kościoła, a także uświetniała pięknym śpiewem odprawiane nabożeństwa należą do ludzi wielce zasłużonych dla parafii.

W kwietniu 1972 r. po uprzedniej wymianie starej instalacji elektrycznej została przeprowadzona radiofonizacja kościoła w Chojnie przez Antoniego Mikułę z Wielenia Północnego. Warto nadmienić, że Mikuła urodził się w Chojnie i pracę swą wykonywał kierując się sentymentem do rodzinnej wsi a nie perspektywą otrzymania zapłaty pieniężnej.

 

W 1972 r. w ramach oddolnej reformy administracji w Polsce zostały rozwiązane mało kompetentne Gromadzkie Rady Narodowe w celu wzmocnienia roli gmin. W związku z tym również w Chojnie została rozwiązana Gromadzka Rada. Mieszkańcy wsi nie czuli się dotknięci ta sytuacją, gdyż i tak większość spraw musieli załatwiać w Urzędzie Gminy we Wronkach. Szokiem natomiast dla większości mieszkańców wielu rejonów Polski było wprowadzenie w 1975 r., bez jakichkolwiek konsultacji ze społeczeństwem, nowego podziału administracyjnego kraju. W miejsce dotychczasowych 17 województw utworzono 49 nowych. W ramach tej reformy w województwie poznańskim cztery miasta poza Poznaniem uzyskały status miast wojewódzkich.   W Wielkopolsce poza okrojonym województwem poznańskim powstały nowe:  kaliskie, konińskie, leszczyńskie i pilskie. W ramach tej reformy gmina Wronki,   będąca od tysiąca lat integralną częścią Ziemi Szamotulskiej i mająca doskonałe połączenie komunikacyjne z odległym o 50 km Poznaniem została, mimo licznych protestów mieszkańców wcielona do województwa pilskiego. Miastem   rejonowym ze szpitalem i sądem stał się Czarnków - położony ponad dwa razy dalej od Wronek niż Szamotuły. W województwie poznańskim pozostała o 20 km odleglejsza od Poznania w porównaniu z Wronkami gmina Sieraków. Natomiast gminę Międzychód, mimo wielkich protestów społeczeństwa przyłączono do województwa gorzowskiego.

 

 

 Ciąg dalszy w przygotowaniu.

Jarosław Mikołajczak

Chojanie w czasie II wojny światowej