Historia Chojna mało znana

 

O ludziach z Chojna, którzy w wyniku losów życiowych znaleźli się poza rodzinną wsią

 Wspomnienia Zygmunta Radzieja, przy współpracy Jarosława Mikołajczaka i Joachima Radzieja

 

Dawniej przemieszczanie się ludności, a szczególnie ludności wiejskiej miało ograniczony charakter. Migracje te były najczęściej związane z osadnictwem na nowo zagospodarowanych terenach lub tez z zawieraniem małżeństw (najczęściej z osobami z okolicznych miejscowości). Dopiero ożywienie gospodarcze związane z rozwojem przemysłu spowodowało emigrację (zarobkową) na większa skalę.

W przypadku Chojna najczęściej emigracja ta miała charakter sezonowy. Niektórzy jednak po znalezieniu lepszych warunków życiowych, a niekiedy w wyniku ożenku pozostawali na stałe za granica (głównie na terenie Niemiec) i nie wracali do Chojna. Pamiętam, że przed II wojna światową bardzo wiele rodzin z Chojna miało krewnych w Niemczech. Pamiętam jak przed wojną przyjeżdżali z Niemiec urodzeni w Chojnie krewni Jankowiaków, Kęsych i rybaka Śniadeckiego. O wiele mniejszą skalę miała emigracja w końcu XIX wieku ludności z Wielkopolski (w tym również z Chojna) do Ameryki Północnej. Wśród tych co wyjechali do Ameryki był brat mojego dziadka Pawła Kramera. Moja matka do II wojny światowej prowadziła z rodziną Kramerów z okolic Chicago korespondencję w języku polskim. Mój brat Joachim niedawno spotkał człowieka, który wrócił ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i opowiadał, że miał tam możność poznać rodzinę o nazwisku Radziej. Członkowie tej rodziny mówili, że ich przodkowie pochodzili z poznańskiego, ale nazwy wsi nie pamiętali. O ile mi wiadomo nazwisko Radziej jest związane z Chojnem. Leon Skrzypczak w swoich pamiętnikach wspomina, że kiedyś w Chojnie mieszkało 10 rodzin o tym nazwisku i jego przodek Franc Radziej był w 1832 r. jedynym mieszkańcem wsi, który umiał pisać. Po I wojnie światowej w czasie kryzysu gospodarczego niektórzy mieszkańcy Chojna w poszukiwaniu pracy wyemigrowali do Francji. Przypominam sobie, że byli wśród nich B. Dokrzewski i L. Śniadecki, którego rodzina sąsiadowała z rodziną Jankowiaków. Dokrzewski zmarł we Francji w czasie II wojny światowej. Śniadeckiego natomiast pamiętam jako modnie ubranego pana, który czasem odwiedzał matkę i rodzeństwo w Chojnie. Jego losów niestety nie znam. Jak już poprzednio pisałem, dynamiczny rozwój Chojna przed I wojną światową był związany z wyjazdami zarobkowymi znacznej części mieszkańców wsi do Niemiec. Po przegranej wojnie Niemcy znalazły się w głębokim kryzysie gospodarczym i Chojanie stracili źródło zarobków. Wśród mieszkańców wsi poza okresem prosperity gospodarczej związanej z wycinką zniszczonych przez sówkę chojnówkę lasów panowała wielka bieda. W szczególnie trudnej sytuacji była młodzież, która z uwagi na oddalenie Chojna od szlaków komunikacyjnych oraz na znaczną odległość od szkół ponadpodstawowych nie mogła się kształcić. Niektórzy, jak np. Kazimierz Grądkowski i Jan Gapski w 1936 lub 1937 r. zgłosili się do służby w paramilitarnej organizacji ,,Junak". Ci młodzi ludzie podczas jedno lub dwuletniej służby zdobywali kwalifikacje w określonym zawodzie. Od jednego z nich słyszałem, że budowali na Wołyniu umocnienia wojskowe na granicy z Rosją. Należy również wspomnieć, że w latach 1932-36 trzech młodzieńców z Chojna, kosztem ogromnych wyrzeczeń ich rodziców i rodzin kształciło się w Seminarium Nauczycielskim w Czarnkowie. Byli to Edmund Piasek, Stanisław Rzepecki i Władysław Spychała. Z tej trójki jedynie Piasek nie ukończył Seminarium i zapisał się do szkoły mechanicznej przy Zakładach Cegielskiego w Poznaniu. Po ukończeniu szkoły pracował w Zakładach Cegielskiego. Latem prawie na każdą niedzielę przyjeżdżał z Poznania do Chojna rowerem wyścigowym, który sam zmontował. W międzyczasie odbył służbę wojskowa w jednostce pancernej. W 1939 r. nie został zmobilizowany z powodu stwierdzenia u niego gruźlicy. On i jego brat Henryk byli moimi przyrodnimi braćmi i jako siostrzeńcy mojego ojca po śmierci matki w 1930 r. wychowywali się w mojej rodzinie. Edmund Piasek zmarł w Chojnie w kwietniu 1940 r. Stanisław Rzepecki i Władysław Spychała ukończyli Seminarium Nauczycielskie i po odbyciu praktyki nauczycielskiej zostali przeniesieni, z uwagi na nadmiar nauczycieli w poznańskim, do szkół na wschodnich kresach Polski. Rzepecki, który okazał się najbarwniejszą i najbardziej znaną w świecie osobą pochodzącą z Chojna odbywał praktykę w rodzinnej wsi. Jako uczeń szkoły w tamtym okresie pamiętam, że Rzepecki odznaczał się dużymi zdolnościami, malarskimi i bardzo lubił malować kwiaty. To też w ramach nagrody za dobre wyniki w nauce otrzymałem od niego obraz przedstawiający piękne kwiaty w wazonie. Ta piękna akwarela podpisana przez Rzepeckiego do dziś wisi na ścianie mojego mieszkania. Biografia Rzepeckiego jest bardzo ciekawa i z uwagi na łączące nas więzy sentymentalne pragnę  ją w skrócie opisać. W sierpniu 1939 r. Stanisław Rzepecki jako oficer rezerwy został zmobilizowany. W czasie wojny 17 września dostał się do niewoli sowieckiej i został umieszczony w obozie w Starobielsku. Tylko cudownym zbiegiem okoliczności uniknął losu zagłady pozostałych jeńców tego obozu. Stało to się dzięki porozumieniu władz niemieckich z sowieckimi o wymianie 1200 jeńców. Niemcom zostali wydani jeńcy urodzeni na terenie byłego zaboru pruskiego. Wśród nich znalazł się Rzepecki, który został przewieziony do tzw. ,,Oflagu" - obozu oficerskiego w Murnau w Bawarii. W obozie tym był również brat mojego szwagra A. Kołodziej oraz Frydrychowicz z Wronek. Jak wynika z Listy Katyńskiej nie wszystkim oficerom pochodzącym z zaboru pruskiego udało się wyjechać z Rosji. Czytałem, że po tej jednorazowej wymianie jeńców tylko niektórym oficerom polskim, dzięki koneksjom rodzinnym z wysoko postawionymi w Niemczech osobami udało się opuścić sowieckie obozy. W lipcu 1943 r. Rzepeckiemu, wraz z dwoma kolegami udała się ucieczka z obozu do Belgii. Tam dzięki pomocy konspiracyjnego ruchu oporu oraz wywiadu angielskiego otrzymali fałszywe paszporty. Następnie przerzucono ich przez Paryż, Bordeaux i Pireneje do Madrytu, gdzie zostali umieszczeni w obozie przejściowym. Z Madrytu przerzucono ich do Portugalii, z której już w polskich mundurach wojskowych droga morską, wśród czyhających niemieckich łodzi podwodnych, dostali się do Anglii. Po przybyciu do Anglii Stanisław Rzepecki zachorował i znalazł się w szpitalu. Jako niezdolny do frontowej służby wojskowej znalazł zatrudnienie w wytwórni filmowej, gdzie zapoznał się z tajnikami tworzenia filmów i techniką charakteryzacji aktorów. Przypadek sprawił, że zachorował charakteryzator i w jego zastępstwie wystąpił Rzepecki. Z powierzonego mu zadania, dzięki wrodzonej umiejętności do operowania kolorami, wywiązał się znakomicie i został głównym charakteryzatorem. Praca ta pozwoliła mu zawrzeć bliższe znajomości z wieloma wybitnymi aktorkami i aktorami filmowymi. Po zakończeniu wojny otrzymał propozycję wyjazdu do Afryki Południowej, Australii lub Brazylii. O jego dalszej karierze życiowej znów zadecydował przypadek. W Londynie Rzepecki przypadkowo spotkał Ministra Oświaty z Brazylii, który gorąco zaprosił go do złożenia wizyty w tym kraju. Rzepecki skorzystał z zaproszenia i w 1946 r. znalazł się w pięknym Rio de Janeiro. Oczarowany pięknem tego miasta i serdecznym przyjęciem, pozostał w nim do końca swego życia. Korzystając ze znajomości ministra został zatrudniony w głównej brazylijskiej wytwórni filmowej jako charakteryzator, a po uruchomieniu telewizji został w niej zaangażowany jako dekorator i charakteryzator. Jego nazwisko przewijało się w oglądanych w Polsce serialach: ,,Niewolnica Isaura" i w „Kamiennym kręgu". Wielu jednak telewidzów w Polsce, którzy znali Rzepeckiego jako Stanisława nie kojarzyło go jako Eryka Rzepeckiego - nazwiska pojawiającego się w czołówkach filmów. Eryk jest imieniem skandynawskim i nie wiem czym się kierował Rzepecki, rezygnując z czysto polskiego imienia Stanisław. Jeżeli było ono trudne do wymówienia przez Brazylijczyków mógł je skrócić i używać w formie Stan lub Stanley. W czasie oglądania jednego z odcinków serialu ,,Niewolnica Isaura" zwróciłem uwagę na grany przez bohaterkę filmu na pianinie utwór Chopina. Sadzę, że inspiratorem tego pomysłu był Rzepecki, znany jeszcze w Chojnie z zamiłowania do malarstwa i muzyki. Poza tym Rzepecki grał w filmie o Isaurze, wcielając się w rolę poczciwego Miguella. Rzepecki odwiedził rodzinne Chojno trzykrotnie: w 1972, 1974 i 1977 r. Zmarł w pełni sił twórczych w 1980 r. Podczas każdego pobytu w Chojnie składał ofiary pieniężne na potrzeby kościoła. Warto nadmienić, że Rzepecki jeszcze za życia doczekał się w Rio de Janeiro ulicy nazwanej jego nazwiskiem, tak trudnym do wymówienia przez Brazylijczyków.

Drugą osobą z Chojna, która przed wojna zdobyła średnie wykształcenie był rówieśnik i kolega szkolny Rzepeckiego - Władysław Spychała. Był na pewno postacią mniej barwną lecz z uwagi na bardzo częste przyjazdy z Poznania do rodzinnej wsi, w której miał dwóch braci i kuzynów, znali go prawie wszyscy mieszkańcy Chojna. W 1939 r. został zmobilizowany. W wojnie wrześniowej, przebierając się w cywilne ubranie uniknął internowania przez wojska sowieckie. W tym przebraniu dotarł na Lubelszczyznę, gdzie pracował w firmie transportowej do wyzwolenia tych terenów przez Armię Czerwona.

W 1944 r. został wcielony do Wojska Polskiego, w którym pełnił funkcję oficera do spraw transportu samochodowego. W czasie ofensywy zimowej w 1945 r. jego jednostka, stanowiąca zaplecze frontowe posuwała się na zachód do rzeki Odry, gdzie zastał ją koniec wojny. Po jej zakończeniu Spychała został zdemobilizowany i osiedlił się na stałe w Poznaniu, w którym założył ośrodek szkolenia kierowców samochodowych „Auto Ster”. Ten prywatny i dobrze prosperujący ośrodek znajdował się przy ulicy Mickiewicza, a zaplecze w postaci garaży i warsztatów, które Spychała pobudował z własnych środków znajdowało się na terenie, na którym stoi obecnie hotel Merkury.

Spychała był wówczas znanym w Poznaniu działaczem Automobilklubu. W 1949 r., po odsunięciu od władzy Gomółki prawie wszystkie prywatne przedsiębiorstwa zostały upaństwowione. Rozwiązano również, jako burżuazyjny przeżytek Automobilklub, powołując na jego miejsce Polski Związek Motorowy. W wyniku upaństwowienia ośródka „Auto Ster" Spychała poniósł ogromne straty materialne. Dzięki licznym znajomościom został zatrudniony jako biegły sądowy w sprawach bezpieczeństwa ruchu drogowego i przedkładał sądowi dokładne analizy przyczyn wypadków drogowych. Pracował również jako ekspert w dziedzinie mechaniki samochodowej. W międzyczasie pogłębiał swoją wiedzę studiując mechanikę samochodową w Wyższej Szkole inżynierskiej (późniejszej Politechnice Poznańskiej) w Poznaniu. Po ukończeniu studiów otrzymał tytuł inżyniera. W końcu lat 60-tych Spychała pobudował piękną willę przy skrzyżowaniu ulic Obornickiej z Lutycką. Willą tą cieszył się niedługo, gdyż w okresie gierkowskim, w związku z planowaną budowa autostrady omijającej centrum Poznania, została przymusowo, po niskiej cenie wykupiona przez państwo. Autostrady nie wybudowano i willa stoi do dziś. Podobno znajduje się w niej ośrodek pracy twórczej. Po opuszczeniu swojej willi Spychała kupił dom w Przeźmierowie pod Poznaniem. Ogromny wysiłek jaki włożył w remont tego domu i przeżyte stresy sprawiły, że Spychała po kilku latach od przeprowadzki zmarł na atak serca. Zmarł w 1987 r. był człowiekiem bardzo religijnym i nigdy nie należał do partii o rodowodzie komunistycznym.

Skoro został tu poruszony problem motoryzacji uważam, że należy obecnym właścicielom samochodów przypomnieć jakie mieliby trudności w okresie stalinowskim. Wówczas właścicieli prywatnych samochodów obowiązywał limit jazdy samochodem, wynoszący 200 km miesięcznie i bez specjalnego pozwolenia nie mogli poruszać się poza granicami powiatu, w którym mieszkali. Na wszystkich wylotowych szosach były ustawione rogatki ze szlabanami i wszystkie przejeżdżające samochody były zatrzymywane i dokładnie kontrolowane przez Milicję Drogową. Podczas kontroli pojazdów sprawdzano również kolor benzyny, gdyż paliwo do samochodów państwowych miało inne zabarwienie. Rogatki te zniknęły z polskich szos po przemianach w 1956 r.

Kolejną osoba pochodzącą z Chojna i znaną nie tylko w Polsce ale i za granicami kraju w świecie naukowym z zakresu hydrobiologii i rybactwa jest mój brat Joachim Radziej. Pisanie o bliskiej mi osobie stawia mnie w dość niezręcznej sytuacji. Czynię to jednak dlatego, że trudno byłoby znaleźć innego, pochodzącego z Chojna człowieka tak silnie związanego z rodzinną wsią. Do28 roku życia jego dom rodzinny był w Chojnie, w którym ukończył szkołę powszechną. Potem przez dwa lata (do wybuchu wojny) uczęszczał do gimnazjum w Czarnkowie. Wówczas opłata za rok nauki zwana czesnym wynosiła 200 zł, przy czym dzieci urzędników państwowych korzystały z 50% zniżki. Miesięczne koszty utrzymania w internacie wynosiły 30 zł. W tych czasach młodzież z biednych wiejskich rodzin praktycznie nie miała szans na kształcenie się, gdyż z każdej gminy tylko jedno najzdolniejsze wiejskie dziecko mogło otrzymać stypendium na naukę w gimnazjum. Bywało czasem tak, że dwóch uczniów z gminy otrzymywało stypendia po 50%. Podczas wojny mój brat przebywał w Chojnie i pracował w gospodarstwie rolnym ojca. Zimą, podobnie jak np. Stefan Bak i Joachim Szwak zatrudniony był w leśnictwie Chojno. W kwietniu 1945 r. był jednym z pierwszych uczniów organizującego się po okupacji niemieckiej gimnazjum w Czarnkowie. Za duży wkład pracy w urządzanie internatu w zdewastowanych przez wojsko rosyjskie budynkach otrzymał funkcję "Seniora” zamieszkałej w internacie młodzieży. W czerwcu 1947 r. zdał egzamin maturalny i zapisał się na Wydział Rolniczo- Leśny Uniwersytetu Poznańskiego. Studia ukończył w czerwcu 1951 r., a pracę magisterską pt. ,,Chara/derystylra /7mno/ogiczna jeziora Cnojeriskiego i jezio- U ra Radziszewskiego z uwzględnieniem gospodarki rybackiej; obronił w październiku 1951 r. Na marginesie pragnę dodać, że w tej pracy jest również zamieszczona pierwsza wzmianka o Chojnie z 1284 r. Dane te uzyskał z biblioteki uniwersyteckiej. Mimo wyróżnienia pracy, zdania egzaminu dyplomowego z wynikiem bardzo dobrym oraz poparcia swojego profesora, mój brat ze względu na pochodzenie nie mógł zostać na uczelni jako asystent. Otrzymał natomiast 3-letni nakaz pracy w Państwowym Gospodarstwie Rybackim w Wałczu. Tego, że załatwił sobie przyjęcie do pracy w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni Komisja Przydziału Pracy nie chciała uwzględnić. Wiosną 1954 r. przeszedł do pracy naukowej w placówce badawczej w Wałczu, należącej do Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie, a po dwóch latach został przeniesiony do podobnej placówki w Giżycku. Tam pod kierunkiem prof. Bernatowicza przy współpracy z naukowcami Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadził szczegółowe badania roślin wodnych w wielkich jeziorach mazurskich. Badania te powtórzył już samodzielnie po 30-Iatach pod kątem wpływu zanieczyszczeń na rośliny wodne. W 1958 r. mój brat został przeniesiony do Olsztyna, gdzie otrzymał mieszkanie służbowe. W 1958 r. w ramach porozumienia Instytutu z Państwowymi Gospodarstwami   Rybackimi rozpoczęto na szeroką skalę badania jezior w Polsce. Joachimowi Radziejowi przydzielono prowadzenie prac badawczych na jeziorach Wielkopolski, Ziemi Lubuskiej i Pomorza Zachodniego. Po przeprowadzeniu pomiarów powierzchni i głębokości jezior w zimie z lodu, prowadzono badania fizykochemiczne wody, planktonu, roślinności wodnej oraz ichtiofauny. W pomiarach ryb i pobieraniu prób aktywnie uczestniczył personel inżynieryjno-techniczny Gospodarstw Rybackich. Prace te zostały zakończone w 1970 r. W oparciu o te badania opracowano tzw. ,,Operaty Rybackiego Zagospodarowania Jezior”. Ogółem opracowano „Operaty" dla 2 tys. jezior w Polsce, w tym około 400 opracował Radziej. W 1964 r. mój brat obronił pracę doktorską z biologii sielawy, a w 1976 r. otrzymał stopień naukowy docenta. W czasie swej pracy nawiązał liczne kontakty i współpracę z naukowcami z wielu krajów. W swoim domu w Olsztynie często przyjmował naukowców z Finlandii, Niemiec, Francji, Belgii i Egiptu. Pod jego opieką odbywała w Polsce staż praktykantka z Finlandii. Również pod jego kierunkiem wykonywali prace magisterskie studenci z Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. W latach 70 i 80 poza większością krajów europejskich zwiedził Egipt, Kubę, Tunezję i Turcję. W wielu metropoliach europejskich takich jak Berlin, Paryż, Bruksela i Budapeszt jeździł swoim małym fiatem 126p. Z polskich regionów turystycznych doskonale zna Tatry, w których był aż 15 razy. Dwie kadencje był w Wojewódzkiej Radzie Narodowej W Olsztynie w Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego. Za aktywną działalność w dziedzinie ochrony Środowiska otrzymał z rąk Ministra tego resortu Złotą Odznakę. Posiada wiele innych odznaczeń resortowych i państwowych z Krzyżem Kawalerskim na czele. Również za działalność społeczną w różnych organizacjach został odznaczony najwyższymi odznaczeniami. Trzeba zaznaczyć, że w Polsce Ludowej człowiekowi nie należącemu do PZPR i nie ukrywającemu swego przywiązania do kościoła niełatwo było robić karierę zawodową. Mimo, że od 1990 r. jest na emeryturze, to w ramach prac zleconych kontynuuje, rozpoczęte przed 20 laty, badania nad wpływem amura białego na rośliny wodne. W 1995 r. przeprowadził badania roślin wodnych w jeziorach konińskich, z których dwie elektrownie pobierają do celów chłodniczych 100 m3 wody na sekundę. Jako pomocnik w badaniach tych uczestniczył Tomasz Judek z Chojna. Jako ciekawostkę pragnę dodać, że w wyniku podgrzania wód przez elektrownie, występująca w nich roślinność zanurzona została zdominowana przez tropikalny gatunek Va/isneria U spira//7s. Jest to wstęgowata roślina, którą akwaryści mają w akwariach z rybami tropikalnymi.

Niektórzy z młodych ludzi z Chojna wybrali drogę powołań zakonnych. Pierwszą osobą, która wstąpiła w 1932 r. do Zakonu Franciszkanów w Niepokalanowie był Hieronim Biatkowski. Po rozwiązaniu zakonu przez Niemców w 1939 r. brat Biatkowski wrócił do Chojna, a potem w czasie wojny pracował w Zakładach Cegielskiego w Poznaniu. W 1945 r. przy drodze do Sierakowa koło domu swoich rodziców postawił figurę Matki Boskiej Pokoju. Do klasztoru już nie powrócił. Ożenił się i mieszka w Poznaniu. W 1934 r. wstąpiła do sióstr zakonnych w Warszawie Maria Wardęga, przybierając imię zakonne Ewelina. Ciężko ranna podczas bombardowania Warszawy w 1939 r., zmarła w maju 1940 r. Życie zakonne wybrały również Zofia Drab i Teresa Helwich. Urodzona w 1940 r. w Chojnie Zofia Drab po ukończeniu szkoły podstawowej pracowała w szpitalu w Międzychodzie. W międzyczasie ukończyła szkołę zawodową i wstąpiła do Zakonu Sióstr Elżbietanek w Poznaniu, przybierając imię zakonne Aleksandra. Z Poznania została oddelegowana do pracy w Kurii Arcybiskupiej W Gnieźnie. Obecnie pracuje w Lesznie. Teresa Helwich urodziła się w Chojnie w 1952 r. Po szkole podstawowej uczęszczała do zawodowej szkoły i technikum krawieckiego w Drezdenku. Następnie studiowała w Łodzi. Po uzyskaniu dyplomu magisterskiego wstąpiła do Zakonu Palotynek w Gdańsku przybierając imię Maria. Jak już wspomniałem wybuch II wojny światowej spowodował wywiezienie wielu mieszkańców Chojna do obozów koncentracyjnych lub na przymusowe roboty do Niemiec. Kilku mieszkańców o czym uprzednio pisałem z obozów nie powróciło. Losy wojenne rzuciły mieszkańca Chojna Kitę z sowieckiego łagru z Armią Andersa do Włoch pod Monte Casino. Tam również znalazł się mieszkaniec Chojna w mundurze armii Niemieckiej Mehlbaum. Najwięcej jednak mieszkańców Chojna (prawie połowa) opuściło swą rodzinną wieś w pierwszych latach po zakończeniu wojny. Na odzyskane Ziemie Zachodnie przeniosły się całe rodziny, jak np. rodzina Michalskich, Jankowiaków, Ratajczaków, Gapskich oraz wiele innych. Większość mieszkańców Chojna przeniosła się do miast, np. Szczecina, Gorzowa i Wrocławia. O wiele mniej osób wybrało wieś. Niektórzy ludzie z Chojna bezpośrednio po zakończeniu wojny objęli stanowiska, o których przedtem nie mogli nawet marzyć. I tak Józef Ratajczak został burmistrzem Skwierzyny, Roman Śniadecki został dyrektorem Państwowego Gospodarstwa Rybackiego w Pełczycach. Zamiłowana w czytaniu książek Irena Jankowiak po ukończeniu kursu z bardzo dobrym wynikiem została pielęgniarką w sanatorium przeciwgruźliczym w Prabutach w województwie olsztyńskim. Pracowała tam pod kierunkiem wybitnego specjalisty prof. dr Mlekodaja. Stosunkowo wiele osób, które bezpośrednio po wojnie wyjechały na Ziemie Odzyskane pracowało w zawodzie rybaka. Edward i Henryk Jankowiak pracowali w Dziwnowie na kutrach jako rybacy morscy. Z kolei Marcin Sikora, Jan Bembenek, Stanisław Dokrzewski i Henryk Piasek pracowali jako rybacy rzeczni na Odrze w rejonie Gryfina. Większość z nich pracowała przed wojną u   mojego ojca. Od najmłodszych lat w zawodzie rybaka w Chojnie pracowali Jan Śniadecki i Leon Radziej. Do zawodu rybaka przyuczył się pochodzący z Chojna Władysław Bak, który w latach 30-tych kupił jezioro Krzemień w Izdebnie, wsi oddalonej od Chojna o 4 km. Jedną z nielicznych zmian politycznych i społecznych jaka dokonała się w powojennej Polsce, korzystną szczególnie dla młodzieży wiejskiej i robotniczej było bezpłatne i ogólnodostępne szkolnictwo średnie i wyższe. Ta reforma otworzyła przed młodzieżą wiejską drogę awansu społecznego. Powstało wiele średnich szkół zawodowych, po ukończeniu których otrzymywało się stopień technika. Najbliższą dla mieszkańców Chojna tego typu szkołą było i jest do dzisiejszego dnia Państwowe Technikum Rybackie w Sierakowie. Technikum to ukończyli m.in. Joachim Spolankiewicz, Mirosława Kołodziej, Mirosława Pluskota, Robert Malicki oraz Waldemar Radziej, który następnie ukończył studia na Wydziale Rybackim - WSR w Olsztynie, uzyskując tytuł mgr inż. rybactwa. Kształciła się również młodzież starsza, którą losy życiowe zmusiły do przebywania poza Chojnem. Do tych należeli m.in. Edward Dymek, Piotr Sikora oraz Czesław i Stanisław Mikołajczak. Edward Dymek, syn powstańca wielkopolskiego, po odbyciu zasadniczej służby pozostał w wojsku i dzięki zdaniu matury awansował do stopnia kapitana. O ile wiem służył w służbie zaopatrzenia wojskowego. W latach 80 służył . w polskiej jednostce wojskowej w ramach sił pokojowych ONZ w Korei Północnej i na Bliskim Wschodzie. Piotr Sikora, mój rówieśnik, należał do najpilniejszych i najzdolniejszych. uczniów przedwojennej szkoły powszechnej w Chojnie. O jego losach bezpośrednio po zakończeniu wojny nie mam informacji. Dopiero kilka lat później dowiedziałem się, że pracował w Milicji Obywatelskiej. Pod koniec lat 70 został przeniesiony do Komendy Głównej MO w Warszawie gdzie dosłużył się stopnia pułkownika. Przypuszczam, że do uzyskania tak wysokiego stopnia wykształcenie średnie mogło być niewystarczające. Stanisław Mikołajczak należał również do bardzo zdolnych uczniów. Jak wspomina; przyszedł na świat jako drugie dziecko Franciszka i Anny z domu Kawa o godz. 6.00 po południu, 24 marca 1927r. w Chojnie. Ochrzczony 27marca 1927r. przez księdza Kopecia. Jako dziecko wyjeżdżał bardzo mało po za granice wsi. Jeden raz był w Poznaniu w 1936r., a wyglądało to tak: ojciec dostał wezwanie na komisję lekarską do Poznania ze swoją nogą i przy okazji zabrał mnie po kupno ubranka komunijnego. Mama zawiozła nas powózką na stację kolejową do Mokrza i stamtąd pociągiem, jechał pierwszy i jedyny raz do osiemnastego roku życia, było to dla niego duże przeżycie ( w Poznaniu: samochody, tramwaje. dorożki i tak odmienny, inny świat). Obecnie-wyjazdy na wakacje to rzecz normalna, ale w latach mojej młodości w dobie kryzysu gospodarczego ogólnej nędzy, trudnej wręcz do opisania, należały do rzadkości. Ważnym wydarzeniem dla naszej rodziny była budowa nowego domu w Chojnie na Błotach Małych w 1935r- Jako ośmioletni chłopak pomagałem ojcu przy przywożeniu materiałów budowlanych, cegły z cegielni z Chojna od Niemca Jandki. Utkwiło mi również w pamięci pewne zdarzenie. Wczesną wiosną po zgromadzeniu wszystkich materiałów budowlanych, przeprowadziliśmy się ze spaniem i całym sprzętem do stodoły. Ojciec z paroma ludźmi przystąpił do rozbiórki starego domu. Dom był bardzo stary, jego ściany zbudowane były z wrzosu i gliny, dach pokryty byt słomą lub trzciną, szczyty górne były z desek. W środku po lewej stronie byt jeden pokój, na wprost kuchnia i po prawej stronie mała komórka w której mieszkał wyrobnik na liniku Gzyl - były właściciel. Dom rozbierany był etapami, nie wiem dlaczego tylko pamiętam, że mama robiła pranie jeszcze w starej kuchni, ludzie pracowali przy rozbiórce, a tu nagle przewróciła się ściana na mamę. Na szczęście nic jej się nie stało, uratował ją drewniany cebr w którym było pranie- odniosła tylko lekkie obrażenia. Nowy dom został wybudowany w jednym roku, tak, że na zimę już wprowadziliśmy się do niego. Wykończone były dwa małe pokoje i kuchnia. Oprócz normalnej pracy w gospodarstwie: orki, bronowania, siewu, sianokosy, pasienie krów (mieliśmy dwie) chodziłem do szkoły w Chojnie. W czasie wojny można powiedzieć miałem szczęście, nie zostałem wywieziony na przymusowe roboty, musiałem zastąpić ojca, inwalidę wojennego w gospodarstwie. Po wojnie przeniosłem się na ziemie odzyskane, za pracą, pojechałem z paroma kolegami z Chojna do Kostrzyna nad Odrą byto to w 1946r. gdzie pracowałem na poczcie jako listonosz. W lipcu 1948 r. zostałem powołany do wojska. Służbę wojskową odbywałem w Klocku w jednostce Ochrony Pogranicza nad czeską granicą. Na trzy miesiące przed zakończeniem służby zostałem przeniesiony do Gdańska na jednostki pływające WOP i kontrolowaliśmy jednostki rybackie na Bałtyku. Po zakończeniu służby przeniosłem się do Szczecina, gdzie pracował także na poczcie, a później w Szczecin - Radio. Do domu rodzinnego przyjeżdżałem raz w miesiącu. W 1954r. zawarłem związek małżeński Genowefą Radziej z Chojna. Po ślubie zamieszkaliśmy w Szczecinie. W czerwcu 1964r. zmienił pracę. Pracował jako radio - oficer na jednostkach pływających były to Dalekomorskie Bazy Rybackie. W pierwszy rejs na Morze Północne za musztrował się 12 czerwca 1964r. na bazę rybacką s/s Kaszuby na stanowisko asystenta Radio Oficera. Po odbyciu rocznego stażu - 10 maja 1965r. już samodzielnie jako Radio Oficer pływał kolejno na m/s Jastarnia i na m/s Oksywie, były to statki małe po 900 tonażu. Statki łącznikowe, które dowoziły prowiant i sprzęt dla floty łowczej na Morzu Północnym, a w drodze powrotnej do kraju zabierały beczki ze solonymi śledziami z baz Kaszuby lub Pułaski, bo tylko te dwie bazy obsługiwały flotę łowczą na Morzu Północnym. Rejsy były krótkie, trwały około miesiąca i odbywały się tylko w lecie, zimą staliśmy na stoczni. W roku 1967 za musztrował się na nowo zbudowaną bazę m/s Gryf Pomorski ( Kaszuby były statkiem zbudowanym jeszcze przed wojną) jako  R/O- w pierwszy rejs popłynął na Labrador (brzegi Kanady) po Kalmara i Dorsza do floty łowczej Dalmoru. Po powrocie do kraju był przy budowie nowej bazy m/s Pomorze na której wypłynął w październiku tegoż samego roku na Georkes Bank tj. brzegi Ameryki Północnej tam stał na kotwicy 200 mil od brzegu i pracowali z flotą Gryf Odry i Dalmoru. Odbierali przeważnie kartony mrożonej ryby od w/w floty. Jak również odbierali świeżą rybą, gdyż baza Gryf pomorski i Pomorze miały zamrażalnię i fabrykę mączki. Rejs na Georkes Bank trwał około 3 miesięcy, bazy się zmieniały, raz było Pomorze, a raz Gryf Pomorski. W każdym rejsie zawijaliśmy do portu w USA. Były to Norfolk lub Nowy Jork oraz Filadelfia. Od roku 1970 zaczęły się długie rejsy nawet z pod zmianami. Najdłuższy rejs trwał 289 dni na Afryce pod brzegami R.P.A na Gryfie Pomorskim. Zawijali do portu Cape Town ( Kapsztad) był w tym porcie kilka razy. Oprócz portów Afrykańskich był także w Wolvis Bay (Namibia) oraz w Dakarze (Senegal). Latał samolotem na podmiany do Dakaru, Nowego Jorku oraz do Vancover (Kanada) także do Kapsztadu. W latach 1975 i 76 zostały wybudowane trzy nowe bazy m/s Żuławy, m/s Wineta oraz m/s Kaszuby II na których także kolejno pływał, najdłużej na Kaszubach II, robiłem kilka rejsów na Afrykę, Antarktydę i na Morze Beringa. Przepływał przez Kanał Panamski, płynęło się 12 godz. Są tam trzy śluzy, które podnoszą statek o 30m z oceanu Atlantyckiego na Pacyfik i odwrotnie z Pacyfiku na Atlantyk, każda śluza podnosi statek l0 m lub go opuszcza. Był w porcie Cristobal ( Panama). Na Antarktydzie był na stacji Henryka Arktowskiego, płynął  amfibią, gdyż do brzegu statek nie mógł dojść. Zawieźli podmianę ludzi, sprzęt oraz żywność. Była to dla niego duża przygoda widział góry lodowe oraz dużo pingwinów na wyspie św. Jerzego. W Monte video (Urugwaj) był w czasie karnawału, mógł zobaczyć na żywo, bo teraz oglądamy tylko w telewizji. Oprócz tego był na Falklandach port Stantey. Stał tam bardzo blisko brzegu ( do portu jeździli szalupami) tam odbierali rybę mrożoną od jednostek łowczych. Te nowe bazy które poprzednio wymieniłem nie miały mączkarni ani zamrażalni tytko odbierały gotowe kartony mrożone, później też zlikwidowano mączkarnie i zamrażalnie na Gryfie Pomorskim i Pomorzu, gdyż jednostki łowcze były dużo większe jak te które łowiły na morzu północnym. Jak się płynie na Południową Afrykę to po przekroczeniu równika przechodzi się chrzest morski jest to duża przygoda, a dla niektórych też duże przeżycie, bo koledzy którzy już przechodzili chrzest bardzo się mszczą, każdy dostaje nadane imię ryby. Był również w portach europejskich Getteborg (Szwecja), Amsterdam (Holandia} Anglii, Norwegii i Danii. W ostatnim rejsie w drodze powrotnej odwiedził Rostok dawne NRD. W listopadzie 1982r. zakończył pływanie i przeszedł na emeryturę. Za zasługi dla gospodarki morskiej otrzymał odznaczenia zasłużony pracownik morza Złotą, Srebrną i Brązową odznakę. W sumie pływał 19 lat po morzach i oceanach, w czasach żelaznej kurtyny, gdzie nieliczni z bloku sowieckiego mieli okazję zwiedzić świat.

Wśród urodzonych w Chojnie osób, które po II wojnie światowej rozpoczęły naukę w szkole podstawowej coraz więcej kończyło szkoły średnie i wyższe. Poza przyznawanymi stypendiami wielki wpływ na to miało wprowadzenie komunikacji autobusowej. Pozwalało to na dojeżdżanie młodzieży do szkół we Wronkach i Szamotułach. W niektórych rodzinach, jak np. Wandy i Henryka Piasków, Radziejów wszystkie dzieci mają średnie wykształcenie. Wśród młodzieży pochodzącej z Chojna znajdują się tacy, którzy ukończyli studia na wydziałach lekarskich, prawniczych, rybackich i pedagogicznych. I tak np. Halina Łozińska z domu Schoeneich (obecnie na emeryturze) była przez długie łata kierowniczką apteki w Wągrowcu i Chojnicach. Mój syn Janusz Radziej po ukończeniu studiów prawniczych podjął pracę w prokuraturze wojskowej i obecnie jest w stopniu pułkownika. 

 

Ciąg dalszy w przygotowaniu.

Jarosław Mikołajczak

Chojanie w czasie II wojny światowej